piątek, 1 kwietnia 2011

"Zaczarowany flet" w kosmosie

"Space opera" to gatunek dla mnie niesłychanie przystępny. Patos, bohaterstwo, wyraziste postacie, walka o (zazwyczaj) los wszechświata, statki kosmiczne. Proste środki potrafią rozpalić niewybredną wyobraźnię nastolatka do czerwoności. Pierwszy Mass Effect trafił w moje ręce kiedy miałem siedemnaście lat. Świat przedstawiony, uproszczone podejście do mechaniki cRPG, innowacyjny system dialogów i ciekawą historię i fantastyczne kreacje bohaterów łyknąłem w całości i bez popity. Za pierwszym razem. Przy drugim podejściu smakowałem całość odkrywając kolejne strzępy informacji o uniwersum ME jakie Bioware umieściło w grze. Teraz podchodzę do tej produkcji trzeci raz. Po trzech i pół roku wygrzebałem ten tytuł w sklepie z używkami. Po co?

Dlatego, że drugą część również ostatnio skończyłem (po raz kolejny...). Wiem, wiem, brzmi jakby nie trzymało się kupy. Chyba najlepiej będzie, jeżeli wypunktuję w jakiej kolejności i na jakie platformy kupowałem poszczególne wersje Mass Effect.

Lipiec 2008 - Mass Effect ląduje w czytniku mojego PC. Przechodzę grę dwa razy.
Styczeń 2010 - Kupuję Mass Effect 2 na PC. Przechodzę grę dwukrotnie, podobnie jak poprzednią część.
Lipiec 2010 - Sprawiam sobie Xboxa 360
Luty 2011 - Znajduję Mass Effect 2 w dobrej cenie na X360, wiedziony impulsem nabywam grę drogą kupna. Odkrywam, że gra wciąż mnie bawi, mimo że od premiery minął już rok, a ja ukończyłem przygodę już dwukrotnie.
Marzec 2011 - Kupuję pierwszą część Mass Efect na X360.

Kolejność jest zupełnie idiotyczna, wiem. Powodem dla którego działam tak bezsensownie jest system importu postaci. Wybory, których dokonamy w pierwszej części gry mają wpływ na to, jak potoczy się rozgrywka w kolejnej części. Niestety PC mają to do siebie, że co jakiś czas się sypią. W moim wypadku szybciej, niż pojawiają się kolejne odsłony Mass Effect. Dlatego właśnie kupiłem sobie wersje na X360. Chcę w końcu zobaczyć jakie efekty moich działań z pierwszej części gry wpływają na historię z drugiej. Do tego dochodzi oczywiście czająca się na horyzoncie (a przez horyzont mam na myśli końcówkę tego roku) trzecia część epopei o Komandorze Shepardzie. Oczywiście system importu postaci będzie jak najbardziej dostępny, a już decyzje które podejmiemy w pierwszej części, mogą ukształtować historię w trzeciej!

Podziwiam Bioware za dalekowzroczność, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że mogą mnie zawieść, bo projekt który zaczęli lata temu wciąż jest nieukończony. Mam też nadzieję, że system ten nie okaże się koniec końców bańką mydlaną, o której mówi się przez kilka lat, a z której nic nie wyniknie. Chcę, żeby każdy ważny wybór jaki podjąłem podczas przechodzenie poprzednich części Mass Effect znalazł swoje odzwierciedlenie w zwieńczeniu całej historii. I nie obchodzi mnie jak Kanadyjczycy to rozwiążą, oby tylko było epicko i z sensem, zmiana dwóch dialogów mnie nie usatysfakcjonuje. Nie potrzebuję żadnych innowacji w rozgrywce, naprawdę, po prostu zafundujcie mi historię na miarę pierwszego ME z kilkoma ulepszeniami i mechaniką z ME2. Mam kilka głęboko skrywanych nadziei i marzeń odnośnie zwieńczenia serii, więc na 100% kupię Mass Effect 3 w dniu premiery. Mam tylko jedno zastrzeżenie. Jeżeli finał zawiedzie, to dla mnie "Bioware is over!". I nawet Star Wars: The Old Republic go nie uratuje.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz